Certyfikat SM to kolejny modny „papier”, czy faktyczna wartość dla firmy? A może raczej podróż, w którą wyrusza cała organizacja?

Kiedy świat krzyczy nagłówkami, że „wszystko się zmienia”, że „nie ma wyboru i trzeba się do tego dostosować”, to nic dziwnego, że pojawia się coraz większa ilość ogłoszeń obiecujących błyskawiczne efekty w tydzień czy miesiąc. I nie mówimy tu o pogoni za byciem fit, ale o stale ewoluującym świecie IT, a dokładnie – obszarze szeroko rozumianego zarządzania projektami. Czy zdobywając certyfikat Scrum Mastera, uległam presji świata oraz kuszącym obietnicom płynącym z rynku pracy? 

Jak grać do jednej bramki?

W moim przypadku była to przemyślana decyzja, podyktowana chęcią uporządkowania wiedzy i używania tego tytułu ze świadomością oraz satysfakcją.
„Skoro Scrum Guide zawiera tylko około dwudziestu stron i jest uznawany za kompendium wiedzy w tym obszarze, to gdzie tkwi trudność w jego przyswojeniu?”, pomyślałam. „Przecież mamy jasno określony cykl życia projektu, skrupulatnie opisany podział ról wraz z ich odpowiedzialnościami. Teraz wystarczy już tylko wszystko dobrze zaplanować, przedstawić zespołowi i rozpocząć projekt, którego jedynym przeznaczeniem jest powodzenie”. Bo czyż Ken Schwaber i Jeff Sutherland nie podali nam niemal na tacy przepisu na sukces? 


Moje wyobrażenia zweryfikowało życie. O ile Scrum wydaje się łatwy w zrozumieniu, to już inaczej wygląda na etapie wdrożenia, i w tym tak naprawdę kryje się cała trudność. Wyobraźmy sobie zabawę, w której każdy rozumie zasady po swojemu. Następuje sygnał do rozpoczęcia gry, po czym każdy z uczestników rozbiega się w swoją stronę, a osłupiały rozgrywający zostaje na środku, zastanawiając się, co tu właśnie zaszło. Przecież zasady wydawały się jasne… Żeby zespół grał do jednej bramki, musi znać wszystkie zasady i rozumieć je w ten sam sposób. I mowa tu o wszystkich w organizacji, nawet o tym, który aktualnie stoi z boku i tylko się przygląda. On także powinien mieć odpowiednią wiedzę, żeby swoim nieopatrznym zachowaniem nie pokrzyżować komuś planów.

Jeśli decydujemy się wpuścić do swojego życia projektowego metodykę Scrum, to musimy się upewnić, że organizacja jest na nią gotowa. Oznacza to wygospodarowanie czasu na poznanie nowych zasad oraz wypracowanie wspólnego podejścia jednakowo zrozumiałego dla całego zespołu, które będzie stanowić później element kultury organizacyjnej firmy.  

Przepis sobie, życie sobie 

Egzamin na Scrum Mastera zdaje się w wersji online, co w czasie panującej epidemii, przy obowiązkowym home office wydaje się rozwiązaniem idealnym. Termin zdawania warto mądrze wybrać, ponieważ egzamin trwa maksymalnie 60 min i nie ma opcji PAUSE. W tym czasie musimy udzielić odpowiedzi na 80 pytań, które skupiają się głównie na sytuacyjnym zrozumieniu metodyki. Żeby móc pochwalić się certyfikatem, wymagane jest udzielenie prawidłowych odpowiedzi na poziomie 85%. Margines błędu nie zostawia zbyt wielkiego pola do potknięcia. Pomimo tak wyśrubowanego poziomu mogę powiedzieć, że skrupulatna nauka, setki przerobionych pytań, w tym także ćwiczenia na czas – i oto jest! Certyfikowany Professional Scrum Master I.

Czy rzeczywiście warto? Tak, przygotowanie do egzaminu pomogło mi na nowo spojrzeć na wszystko, z dystansem, przemyśleć elementy, w których zostały popełnione błędy i wyciągnąć z tego konstruktywne wnioski. Bo trzeba wiedzieć, że Scrum Guide daje nam przepis na idealny projekt, ale to życie dostarcza składniki, więc nie zawsze wszystko zgadza się z zamówioną listą. I o ile mamy mąkę, to nie w takiej ilości, jak zalecił szef kuchni. W tym wypadku należy użyć siły zespołu, który przy odpowiednim zaangażowaniu, skupieniu oraz odwadze w działaniu, uzupełni nam brakujący składnik i pozwoli uzyskać produkt przekraczający pierwotne oczekiwania. Współpraca zbudowana na otwartości na nowość, w tym zgodzie na eksperymentowanie, a także szacunku dla drugiej osoby i jej pomysłów, to mieszanka składników, z których powstanie najlepsze zespołowe „ciasto”. Podkreślam, całego zespołu bez wyjątku, bo team to nie tylko ludzie, którzy pracują nad konkretnymi taskami. To także całe otoczenie, które swoim zaangażowaniem umożliwia zespołowi pewną swobodę działania i bezustannie go wspiera, dając mu przestrzeń na ukształtowanie najlepszej wersji samego siebie. A jeśli do tego wszystkiego dołożymy jeszcze trzy jasne, zrozumiałe i przez wszystkich przestrzegane fundamentalne zasady, czyli transparentność działań, bieżącą, ale bezinwazyjną kontrolę postępów i gotowość do adaptacji, to taka forma pracy nad projektem gwarantuje powodzenie i satysfakcję wszystkich zaangażowanych.  

Scrum Master zmienia zniechęcenie w zapał 

No dobrze, a gdzie w tym wszystkim rola Scrum Mastera? Na początku wspomniałam, że Scrum jest łatwy w teorii, a bywa trudny w przyswojeniu oraz prawidłowym wdrożeniu. I na tym właśnie polega rola Scrum Mastera: stworzyć odpowiednie środowisko. Do tego dochodzi bieżące pilnowanie określonych ram, z jednoczesnym uświadamianiem ich znaczenia dla całego procesu. A przede wszystkim rolą Scrum Mastera jest wspieranie procesu usuwania przeszkód stojących na drodze do sukcesu. To trudna rola, zwłaszcza jeśli niesie ze sobą podważenie status quo, co może spotkać się wręcz z alergiczną reakcją.
Choć wydaje się, że wspieranie Product Ownera w zarządzaniu złożonym produktem, nawigowanie zespołu developerskiego w dążeniu do samoorganizacji i bycie tzw. agentem zmiany, który wprowadza organizację lub zespół na nowe wody, to trzy różne role, ale właśnie tak interdyscyplinarna jest funkcja Scrum Mastera. Łatwe? Moim zdaniem nie na tyle, żeby móc się tego nauczyć w miesiąc. Satysfakcjonujące? Bardzo! Zwłaszcza jeśli z każdym kolejnym dniem zawodowej praktyki, z każdym kolejnym projektem czujesz, że ma to sens. 

Sam certyfikat nie jest tylko kartką papieru, którą można oprawić w ramkę i powiesić na ścianie. Za tym kryje się swego rodzaju poświęcenie, praca oraz zdobyta i praktykowana wiedza. Faktycznie zrozumienie oraz umiejętność wykorzystywania metodyki Scrum nabierają wymiernego znaczenia dopiero w praktyce. Czy to jest rola dla każdego? Przede wszystkim trzeba lubić pracę z ludźmi, być otwartym na zmiany oraz szybko się do nich dostosowywać, wierzyć w to, co się robi, i być wytrwałym w dążeniu do celu.  

Z satysfakcją patrzę na rozwój firmy, która stawia na świadomy rozwój tej sfery życia projektowego i nie zamyka się na potknięcia. Jeśli zdajemy sobie sprawę, że nie wszystko musi być od razu idealne, ale pozwalamy sobie na popełnianie błędów, nieustanny rozwój i poszukiwanie lepszego „ja”, to musi z tego powstać zespół, który nie powie „Nie da się!”, tylko zapyta „Na kiedy?”. I jeśli możesz być jego częścią, to tylko utwierdza w przekonaniu, że warto było poświęcić czas na naukę. 

Więc jeśli świat tak bardzo się zmienia i nie pozostaje nam nic innego, jak się dostosować, to cytując Gandhiego, „Bądź tą zmianą, którą chcesz ujrzeć w świecie”. Ja już zrobiłam swój krok.